poniedziałek, 25 czerwca 2012

Doradzacze...

Zacznę od tego, że chciałam powiedzieć o ciąży najbliższym dopiero po skończeniu 12 tygodnia ciąży. Mąż natomiast był tak szczęśliwy, że od pierwszych dni po kilkanaście razy dziennie pytał mnie, kiedy powiemy rodzicom. Wkońcu kiedyś uległam i widząc, że tak bardzo mu na tym zależy, możemy to powiedzieć już. Tak też się stało. Dowiedzieli się więc oni zaraz na początku ciąży. Ponieważ nie mieszkamy w Polsce, kontakty utrzymujemy z rodziną przy pomocy skype'a. Co drugi dzień słyszałam pytanie jak się czuję. Początkowo czułam się super. Jednak już wtedy zaczęło się doradzanie:
- "Nie powinnaś teraz dźwigać, idź na L4. Nie możesz narażać dziecko i siebie na taki wysiłek" (pisałam wcześniej, że dźwigać muszę sporo, bo czasem i ok 70kg naraz). Nie pomagały tłumaczenia, że tutaj jest to dozwolone i nikt nie dostaje z tego powodu zwolnienia lekarskiego.
Od kiedy zaczęły się nudności i wymioty, po któych straciłam na wadze i byłam tak słaba, że nie byłam w stanie pracować, poszłam na zwolnienie lekarskie. I się zaczęło. Dzienne pytania: "jak się czujesz". Jak się czułam-wiadomo, skoro na zwolnieniu jestem do dnia dzisiejszego. Po 3 dniach od kiedy poszłam na L4 (bo nie jadłam) zaczęło się. Istny armagedon:
- "Musisz jeść. Pomyśl o dziecku.."
- "Jakto nie jesz mięsa???? A dziecko? Teraz tego potrzebuje!! Musisz zatkać nos i JEŚĆ"
- "Nie jesz obiadów????? Jakto????? Przecież ciepły posiłek w ciągu dnia to podstawa żywienia"
- "Jaki jadłowstręt??? To jedz z zatkanym nosem, myśląc o dziecku"
- "Schudłaś???? Jakto? A co z dzieckiem???"
- "Nie pijasz mleka teraz? A jogurty? Też nie?? A dziecko? Przecież ono się teraz rozwija! Potrzebuje nabiału!"
- "Leżysz ciągle w łóżku???? To kto gotuje????? A co na to mąż????"
- "Musisz być bardziej aktywna. Wyjść na spacer po okolicy. Dziennie"
- "No wiesz co. Jakto nie możesz i nie musisz się teraz zmuszać do jedzenia. Jesteś w ciąży i powinnaś jeść więcej niż zawsze. Dziecko tego potrzebuje. Powinnaś się przemóc. Zresztą jesteś pielęgniarką i wiesz. Ale zrobisz jak uważasz...."

Pomijam pytania, które zadawane mi są za każdym razem, kiedy rozmawiam z Teściową (bo główną doradczynią jest właśnie Teściowa i moja Babcia, tyle, że z Babcią o wiele rzadziej rozmawiam;)) typu:
- Co dziś jadłaś?
- Co robiłaś cały dzień?
- Gdzie byłaś na spacerze?
- Jeszcze masz L4? Nie nudzisz się? To co Ty robisz całymi dniami?

We mnie się gotuje.. Z mężem umiem sie po takiem rozmowie pokłócić... Mam dość siebie i tego, że się denerwuję, co ma wpływ na dzidzie :/
I tylko na skype'ie rzadziej bywam...;)))

A to dopiero początek !

piątek, 15 czerwca 2012

widziałam!

Widziałam! Ach, widziałam!
Popodziwiałam piękne kształty dzidzia! Jest najśliczniejszym, najkształtniejszym dzidziolkiem. W dodatku z najpiękniejszym serduszkiem!
Nawet myślałam, że moje mdłości przeszły! Cieszyłam się jak dziecko, że widząc dzidzie zadziałała psychika ma i od tejże chwili nudności pójdą w kąt a zawita wkońcu jedzenie!
No ale się pomyliłam ;) Nudności, jadłowstręt i wieczorne rwanie (inaczej nazwać tego już nie mogę) powróciło ze zdwojoną siłą;/ A przez 10 minut czułam się jak nowonarodzona, chętna do życia, chętna do jedzenia, mająca apetyt (sic!) kobieta...

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Jest dobrze, bo musi :)

Któż powiedział, że będzie łatwo..;)
Nikt! I jest jak jest:)

Nudności- nadal uciążliwe. Dostałam tabletki. I wolne do piątku, by się pozbierać. Biorę więc je. Jest trochę lepiej, ale apetyt to nie wróci chyba długo ;) Zastanawiam się jeszcze, jak mam pracować z tak podłym samopoczuciem. Nie wiem. Lekarz mówi, że wymioty są normalne i to nie choroba. Mogę więc śmiało jeździć autem ponad 100km dziennie i wykonywać pracę w ruchu (który de facto nasila nudności). Ten sam lekarz stwierdził, że moja niedowaga ponad 10kg, która w obecnym stanie się pogłębia, również nie jest problemem. Skoro zawsze byłam szczupła, a wręcz chuda (ale i zdrowa i silna), to teraz 2-3 kg mniej nie robią żadnej różnicy. Dowiedziałam się, że martwić się mogę zacząć jak zejdę poniżej 40kg... No ok. To jeszcze 6 mi brakuje. Uff. W dotychczasowym tempie utraty wagi 2kg/tydzień mogę więc nadal bez żadnego problemu pracować 3 tygodnie. Pracodawca się ucieszy! ;)
No więc kombinuję, co zrobić, by przeżyć ;) No ale, kto powiedział, że będzie łatwo? :)